Klemens Kmiecikowski
Choć sam Klemens Kmiecikowski w Gnieźnie długo nie zagrzał miejsca ze swoim biznesem, to jednak urodził się w naszym mieście w roku 1870 i tutaj założył swój zakład, mając zaledwie 20 lat. W roku 1890 chwalił się już posiadaniem introligatorni. Miał mieć on swój udział w tworzeniu periodyku „Lech. Gazeta Gnieźnieńska”, jako nakładca i właściciel gazety, choć ówczesne konkurencja donosiła, że miał jedynie „odegrać rolę jakiejś marionetki, a gazeta jego będzie fabrykatem z drugiej ręki ze zmienioną firmą” – jak zapisano w Dzienniku Kujawskim w sierpniu 1895 roku. Wokół powstania tak ważnego dla regionu i jego historii tytułu, narosło wiele niejasności. Kmiecikowski miał się chwalić, że gazeta jego powstaje we współpracy z lokalnym duchowieństwem, ale – jak odkryli dziennikarze Kuriera Poznańskiego – był to klasyczny „fakenews”. Duchowieństwo zaprzeczyło. „Pan Kmiecikowski zabiera się do rzeczy bardzo niezgrabnie i dusi własne dziecko w samym zarodku” – skomentował te sprzeczne doniesienia redaktor z Inowrocławia.
W każdym razie, Kmiecikowski przenosi się po kilku latach działalności w Gnieźnie do Poznania i urządza firmę przy ul. Szerokiej, by potem przenieść się na ul. Wodną. Od 1904 roku funkcjonuje już na placu Wilhelmowskim (róg Teatralnej) i produkuje zeszyty i księgi rachunkowe. Tak chwali się swoim zakładem w 1906 roku: „Jest to niewątpliwie największy na całą prowincyę tego rodzaju zakład. Wszystkie maszyny pędzone siłą elektryczności, jak np. jedyna w Księstwie maszyna do szycia nićmi, dalej wielka maszyna, która sama składa i jednocześnie szyje, maszyna do zaokrąglania grzbietów, do zaokrąglania narożników, nie mówiąc już o prasach, nożach mechanicznych wielkiego kalibru, maszynach do wyzłacania itd. Zakład przedewszystkiem podejmuje broszurowanie i oprawę całych nakładów, a za swą specyalność uważa oprawę książek do nabożeństwa, oraz książek handlowych i zeszytów szkolnych”. W tym czasie zatrudniał 20 pracowników.
Wojciech Waniorek
Nazwisko Waniorka nierozłącznie kojarzyło się dawnym mieszkańcom miasta z Apteką „Św. Wojciecha”, która od dekad funkcjonowała pod adresem Warszawska 12, choć początkowo mieściła się tuż obok, w domu pod numerem 14. Do 1907 roku w Gnieźnie funkcjonowały tylko dwie ogólnodostępne apteki („Pod Orłem” – ul. Farna i „Pod Lwem” – ul. Dąbrówki/Rynek), ale ilość mieszkańców Gniezna stale rosła. Oczywistym było więc, że wkrótce pojawiła się potrzeba otwarcia trzeciej apteki. Miasto zorganizowało w tym celu konkurs, ale opór właścicieli istniejących dwóch aptek był skuteczny i opóźnił otwarcie tej trzeciej do 1911 roku. Otworzył ją Karol Schwittay, pozyskując od władz miasta stosowną koncesję. Lokal swój uruchomił pod adresem Warszawska nr 14. Właściciel w 1920 roku zrezygnował jednak z jej prowadzenia i wyjechał do Döllnitz. Aptekę wraz z koncesją objął Leon Waniorek. W roku 1926 spod numeru 14, przeniósł ją do lokali pod numerem 12. To właśnie Leon Waniorek obrał za patrona apteki pierwszego polskiego męczennika. W 1939 roku Waniorek został wywieziony do obozu w Niemczech i tam rozstrzelany. Aptekę przejął zarząd niemiecki, zniemczając jej nazwę na „Adalbert-Apotheke”, a po wojnie wróciła w ręce rodziny Waniorków (córka Leona, Wanda). W 1951 roku apteka została upaństwowiona (29 lat jej kierownikiem była Jadwiga Fischer). W 1991 roku została sprywatyzowana. Za czasów Leona Waniorka apteka oferowała m.in.: „pigułki wzmacniające dla rekonwalescentów i cierpiący na blednicę”, „pigułki reformackie, przeczyszczające krew i przeciw wszelkim z niej pochodzącym chorobom”, „krople regulujące żołądek”, „proszki usuwające natychmiast ból głowy”, „krem do pielęgnacji cery”, „wodę ogólnie znaną na porost włosów i usuwającą również łupież”.
Józef Wellenger
Biura i składy architekta Józefa Wellengera mieściły się przy ulicy Warszawskiej 22 (skrzyżowanie ul. Warszawskiej i ul. Kościuszki). Wellenger był znanym w okolicy architektem i budowniczym, zaprzysiężonym rzeczoznawcą budowlanym. W czasie Powstania Wielkopolskiego przebywał w pruskim Królewcu, gdzie chciano go internować. Udało mu się jednak zbiec i przedostać do wolnego już Gniezna. Tu założył swoją firmę w 1921 roku. Był autorem m.in. przebudowy hotelu „Du Nord” (narożnik ulic Mieszka I i Dąbrówki) na hotel „Polonia”, co miało miejsce jeszcze w roku 1919. Oszacowywał też szkody pożarowe oraz zajmował się szeroko rozumianą „budowlanką”. Specjalnością zakładu było wznoszenie dworków, parowych cegielni, gorzelni, budynków fabrycznych i gospodarczych. W sezonach budowlanych firma Wellengera najmowała do pracy nawet 100 pracowników.
W roku 1922 J. Wellenger otworzył drugi zakład, zajmujący się budową skrzyń. Z okazji Wystawy Rolniczo-Przemysłowo-Rzemieślniczej w Gnieźnie (1925), opracował i wybudował przenośny dom. Ten pomysł Józefa Wellengera wzbudził zachwyt samego Stanisława Wojciechowskiego, Prezydenta Polski, który odwiedził wystawę. „Pokrycie dachu nader lekkie, ogniotrwałe i nieprzemakalne” – chwaliła lokalna prasa. Za to dzieło otrzymał złoty medal. Domki miały być kupowane przez zainteresowanych klientów z Kresów Wschodnich. Wyróżniała ich niska cena i ciekawy rozkład pomieszczeń. Na parterze posiadały 3 pokoje, kuchnię, hall, spiżarnię, ustęp i werandę. Na piętrze natomiast, pokój sypialny i łazienkę. W 1926 roku architekt otworzył filię firmy w Żninie, przy ul. Dworcowej. Wellenger prywatnie mieszkał niedaleko swojego zakładu, dokładnie po drugiej stronie ulicy (Warszawska 26a). Był ojcem wybitnego architekta Jana Wellengera, który był współautorem i autorem hal i pawilonów budowanych po wojnie na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich.
Farbiarnia i Pralnia Chemiczna – dr Proebstel i S-ka
Początek istnienia tego zakładu sięga 1908 roku i jest dobrym przykładem rozwoju przemysłu, od małego zakładu, do wielkiej manufaktury. Wszystko zaczęło się od lokalnej pralni o nazwie „Szarotka” (Edelweiβ), jednak być może mała prowincjonalna pralnia nie rozwinęła by się w tak imponujący sposób, gdyby nie jej właściciel – genialny chemik z Bawarii dr Ludwig Proebstel. Dzięki wiedzy, technologii i trafieniu w swój czas, zakład rozwijał się nadspodziewanie dobrze, tym bardziej, że w pobliżu wielu kilometrów nie było większej konkurencji. Miasta się rozwijały, przybywało zakładów pracy, mieszkańców, lokali usługowych – było więc co prać, farbować, czyścić. Główny zakład mieścił się przy dzisiejszej ulicy Roosevelta i był wielokrotnie rozbudowywany i modernizowany. Funkcjonowało również wiele filii zamiejscowych, z których dowożono tekstylia do zakładu głównego (do wybuchu II wojny światowej funkcjonowały 24 filie, a zakład zatrudniał nawet 170 osób). Warto dodać, że firma była w swoim czasie mistrzem autopromocji. Publikowane w wielu gazetach regionu reklamy, zawsze były aktualne co do pory roku i prezentowały ciekawe oferty i akcje promocyjne. Np. w 1932 roku, przy oddaniu do prania pięciu koszul, ich właściciel płacił za czyszczenie tylko trzech kołnierzyków. Dwa czyszczenia otrzymywał gratis.
Największy rozwój firmy, związany jest jednak z niemieckim pochodzeniem jej właściciela i okresem okupacji niemieckiej lat 1939-1945. Farbiarnia i Pralnia Chemiczna uzyskała intratne zlecenia od wojsk Wehrmachtu, co pozwoliło zwiększyć zatrudnienie nawet do 325 osób. Okres ten znaczyły też ciągłe modernizacje zakładu. Pewną przerwą w jego rozwoju był koniec działań wojennych i okupacji niemieckiej. W 1949 roku, na mocy orzeczenia Ministra Przemysłu Lekkiego, przejęto na własność państwa „Pralnię i Farbiarnię, dr. Proebstel, Gniezno, ul. Roosevelta 54/56”. W 1951 roku, zakład przekazano w zarząd miastu Gnieznu i od tego czasu działał pod nazwą „Miejskie Pralnie i Farbiarnie w Gnieźnie”. Nie oznaczało to wcale regresu przedsiębiorstwa. Władza dokładała starań, by zakład modernizowano i rozwijano, co po początkowych trudnościach, przynosiło efekty. W szczytowym okresie funkcjonowało w firmie aż 49 punktów usługowych i zatrudniano 222 pracowników. Coraz powszechniejszy dostęp do sprzętu piorącego w domach i zakładach pracy powodował jednak zmniejszanie zainteresowania z korzystania usług zakładu. Działalność zakończono w roku 1974 wygaszając pracę oraz okazjonalnie dzierżawiąc pomieszczenia innym podmiotom. Ostatecznie historia zakładu i jego założyciela Ludwiga Proebstla zakończyła się z decyzją o sprzedaży mienia, rozbiórce murów i zagospodarowaniu działki na cele handlowe. Mimo to, wielu gnieźnian jeszcze długo po ostatecznej likwidacji pralni i farbiarni wspominało, że kiedyś, to się prało i farbowało „u Proebstla”.
Józef Prusiewicz – Hotel Centralny
Przy dawnej ulicy Przemysława, numer 7 (dziś Mieszka I), mieścił się „Hotel Centralny”. Istniejący od roku 1885, był – po kolei – własnością żydowską, niemiecką oraz polską (od 1904 r.). W roku 1923 hotel przejął Józef Prusiewicz – znany restaurator i hotelarz (długoletni kierownik Hotelu Rzymskiego w Poznaniu oraz dzierżawca restauracji dworcowej w Gnieźnie). Obiekt liczył sobie 22 pokoje, dysponujące 30 łóżkami. W okresie dwudziestolecia międzywojennego był to największy hotel w mieście. Słynął z ponoć świetnie zaopatrzonej piwniczki z winami oraz restauracji mieszczącej się w 7 pokojach. Kuchnia oferowała dania polskie i francuskie. Hotel posiadał także salę bilardową (na tamte czasy, wielka sprawa) z trzema stołami do gry. Jak chwalił się sam właściciel, hotel gościł stale całe pobliskie ziemiaństwo, korpus oficerski oraz miejscową inteligencję. W czasie targów końskich, które odbywały się rokrocznie w Gnieźnie, w hotelu bawili goście zagraniczni Ministerstwa spraw wojskowych. Było to wielkie wydarzenie, o czym świadczy informacja, że przed hotelem (w miejscu dzisiejszego postoju taksówek) stało w 1928 roku aż 100 samochodów. Z okazji organizacji Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu („PeWuKa”), właściciel odnowił obiekt od piwnic po strych. Swoją własną salę posiedzeń w hotelu posiadało lokalne Stowarzyszenie Kupców.