Skip to main content

Sytuacja motoryzacji w Polsce po I wojnie światowej

Rozkwit motoryzacji w Gnieźnie przypada zdecydowanie na okres dwudziestolecia międzywojennego, choć wczesne automobile sprzedawał tutaj już w 1903 roku Maksymilian Warm. Swój interes prowadził on przy ul. Dworcowej (ob. Lecha). Jedne z pierwszych badań rynku motoryzacyjnego w Polsce przeprowadził amerykański General Motors. Z pozyskanych przez firmę danych wynikało, że w roku 1928, w województwie poznańskim (należało do niego Gniezno) zarejestrowanych było 3386 aut osobowych, 157 autobusów i 548 pojazdów ciężarowych. O ile w całym kraju, w roku 1926 zarejestrowanych było 11 000 samochodów, to w 1937 roku liczba ta się podwoiła, a w roku 1939 wynosiła już 32 000 sztuk. Niestety, udział rodzimej produkcji w odbudowującym się po zaborach państwie był niewielki. Rozpisywała się o tym branżowa prasa. Jak donosił w 1929 roku redaktor fachowego pisma „Samochód” – Polska w tym roku posiadała 2,5 fabryki samochodów. Były to URSUS, Państwowa Wytwórnia Samochodów (od 1928 roku), a kolejny zakład dopiero budowano. Działały za to w Polsce coraz liczniejsze montownie, które opierały się na podwoziach i silniach z importu.

Prawdziwym impulsem rozwoju motoryzacji okazała się Powszechna Wystawa Krajowa w Poznaniu. Popularna „PeWuKa” obnażyła słabość rodzimej produkcji. W relacjach prasowych z tego wielkiego wydarzenia kpiono, że polski przemysł mógł się pochwalić jedynie „wystawą karoserii”. Ale to właśnie ta impreza, zorganizowana w 1929 roku i mająca rozdźwięk w całym świecie, przyciągnęła jak magnes przedstawicieli wielkich koncernów motoryzacyjnych, głównie z USA. Umożliwiło to pozyskanie kontaktów i szybkie decyzje związane z importem samochodów, ciężarówek i traktorów, a także budowę pierwszych montowni amerykańskich marek. Samochody to nie była tania rzecz. Pod koniec lat 30-tych XX wieku, kiedy robotnik zarabiał miesięcznie przeciętnie 100 złotych, a urzędnik 200-400 złotych, to najtańszy licencjonowany Polski Fiat 508 (rocznik 1937) kosztował 3800 złotych, a luksusowy Mercedes 33 500 złotych. Mimo to, w Polsce wybuchł motoryzacyjny szał. Ludzie majętni i przedsiębiorcy wręcz rzucili się na przypływające do Gdyni z USA gotowe pojazdy, nie czekając na rozwój rodzimej produkcji. W całej Polsce wydawano specjalistyczne pisma, odbywały się rajdy krajoznawcze, uliczne kryteria. Bito rekordy prędkości. W samym Gnieźnie kursy z egzaminami na prawo jazdy prowadziła m.in. firma poznaniaka Franciszka Jurkowskiego (wcześniej właścicielem był Piątkowski, a firma działała jako Wielkopolska Szkoła Samochodowa). Nauczycielem jazdy był w niej m.in. gnieźnianin Teofil Kubacki. Do Gniezna przyjeżdżała kilka razy w roku Komisja Egzaminacyjna z Automobilklubu.

Kiedy już nabyło się samochód, należało go tankować. Początkowo smary, oleje i paliwa dostarczały drogerie, ale w latach 30-tych XX wieku zaczęły pojawiać się w Gnieźnie stacje specjalizujące się w tego typu usługach. Zakładały je polskie firmy naftowe: przy Parku Kościuszki „Galicja” z Drohobycza, na skrzyżowaniu ulic Witkowskiej z Wrzesińską i przy Poznańskiej „Karpaty” ze Lwowa.

Ignacy Tatarski

Rozkwit motoryzacji w Gnieźnie przypada zdecydowanie na okres dwudziestolecia międzywojennego, choć wczesne automobile sprzedawał tutaj już w 1903 roku Maksymilian Warm. Swój interes prowadził on przy ul. Dworcowej (ob. Lecha). Jedne z pierwszych badań rynku motoryzacyjnego w Polsce przeprowadził amerykański General Motors. Z pozyskanych przez firmę danych wynikało, że w roku 1928, w województwie poznańskim (należało do niego Gniezno) zarejestrowanych było 3386 aut osobowych, 157 autobusów i 548 pojazdów ciężarowych. O ile w całym kraju, w roku 1926 zarejestrowanych było 11 000 samochodów, to w 1937 roku liczba ta się podwoiła, a w roku 1939 wynosiła już 32 000 sztuk. Niestety, udział rodzimej produkcji w odbudowującym się po zaborach państwie był niewielki. Rozpisywała się o tym branżowa prasa. Jak donosił w 1929 roku redaktor fachowego pisma „Samochód” – Polska w tym roku posiadała 2,5 fabryki samochodów. Były to URSUS, Państwowa Wytwórnia Samochodów (od 1928 roku), a kolejny zakład dopiero budowano. Działały za to w Polsce coraz liczniejsze montownie, które opierały się na podwoziach i silniach z importu.

Prawdziwym impulsem rozwoju motoryzacji okazała się Powszechna Wystawa Krajowa w Poznaniu. Popularna „PeWuKa” obnażyła słabość rodzimej produkcji. W relacjach prasowych z tego wielkiego wydarzenia kpiono, że polski przemysł mógł się pochwalić jedynie „wystawą karoserii”. Ale to właśnie ta impreza, zorganizowana w 1929 roku i mająca rozdźwięk w całym świecie, przyciągnęła jak magnes przedstawicieli wielkich koncernów motoryzacyjnych, głównie z USA. Umożliwiło to pozyskanie kontaktów i szybkie decyzje związane z importem samochodów, ciężarówek i traktorów, a także budowę pierwszych montowni amerykańskich marek. Samochody to nie była tania rzecz. Pod koniec lat 30-tych XX wieku, kiedy robotnik zarabiał miesięcznie przeciętnie 100 złotych, a urzędnik 200-400 złotych, to najtańszy licencjonowany Polski Fiat 508 (rocznik 1937) kosztował 3800 złotych, a luksusowy Mercedes 33 500 złotych. Mimo to, w Polsce wybuchł motoryzacyjny szał. Ludzie majętni i przedsiębiorcy wręcz rzucili się na przypływające do Gdyni z USA gotowe pojazdy, nie czekając na rozwój rodzimej produkcji. W całej Polsce wydawano specjalistyczne pisma, odbywały się rajdy krajoznawcze, uliczne kryteria. Bito rekordy prędkości. W samym Gnieźnie kursy z egzaminami na prawo jazdy prowadziła m.in. firma poznaniaka Franciszka Jurkowskiego (wcześniej właścicielem był Piątkowski, a firma działała jako Wielkopolska Szkoła Samochodowa). Nauczycielem jazdy był w niej m.in. gnieźnianin Teofil Kubacki. Do Gniezna przyjeżdżała kilka razy w roku Komisja Egzaminacyjna z Automobilklubu.

Kiedy już nabyło się samochód, należało go tankować. Początkowo smary, oleje i paliwa dostarczały drogerie, ale w latach 30-tych XX wieku zaczęły pojawiać się w Gnieźnie stacje specjalizujące się w tego typu usługach. Zakładały je polskie firmy naftowe: przy Parku Kościuszki „Galicja” z Drohobycza, na skrzyżowaniu ulic Witkowskiej z Wrzesińską i przy Poznańskiej „Karpaty” ze Lwowa.

Władysław Pluciński

Pan Pluciński to postać bardzo wyjątkowa jak swoje czasy. Przed I Wojną Światową wyjechał do USA, gdzie jako mechanik najął się do ogromnych zakładów Forda w Detroit. Ford w tym czasie wytwarzał ponad połowę samochodów na świecie. Praca ta dała Plucińskiemu nie tylko ogrom doświadczenia i kontaktów, ale także pokaźną ilość pieniędzy. Postanowił zatem otworzyć własny, duży warsztat samochodowy w Chicago, który z powodzeniem prowadził przez kilka lat. Po ośmiu latach spędzonych w USA, w roku 1923 postanawia wrócić do kraju i w Gnieźnie otworzyć swoje zakłady mechaniczne. Trafia w swój czas. W Gnieźnie furorę zaczynają robić amerykańskie Fordy i Lincolny sprzedawane już przez braci Waberskich, a auta tych marek Władysław Pluciński zna jak nikt inny. Buduje zatem warsztaty, garaże, a zwiększająca się ilość klientów pozwala na dalsze rozwój i inwestycje. Warsztaty mają najlepszą załogę mechaników, reperują także maszyny rolnicze oraz uruchamiają skład benzyny, oleju (który czynny jest 24 godziny na dobę) i magazyn części zamiennych. Swój biznes ulokował na działkach między ulicami Rzeźnicką i Mieczysława (Mieszka I). Sam będąc świetnym fachowcem i właścicielem zakładów osobiście naprawiał samochody wraz z całą swoją załogą.

Firma Auto Szczepański

Początki komunikacji autobusowej w Gnieźnie i okolicy sięgają roku 1926, czyli trochę później, niż innych form komunikacji samochodowej. Problemy z nabyciem odpowiednich pojazdów, ich koszt oraz powszechne stosowanie jeszcze bryczek i zaprzęgów konnych, a także duża popularność przewozów koleją, osłabiały wzrost rynku komunikacji autobusowej. Jednak niechybne zapotrzebowanie na przewozy pasażerskie na liniach, gdzie ruch lokomotyw był niezbyt dobrze zorganizowany, stworzyły okazję do rozpoczęcia takiej działalności i w naszym regionie. Pionierami, którzy zainwestowali w tabor autobusowy byli bracia Franciszek i Józef Szczepańscy. Zaczynali jednak podobnie, jak inni przedsiębiorcy z tej branży. W 1921 roku, w Sępólnie otworzyli skład z materiałami metalowymi. Handlowali centryfugami, rowerami, silnikami do rowerów i maszynami do szycia. W 1922 roku otworzyli filię składu w Gnieźnie, przy ul. Rynek 5. Rok później rozwinęli ją już do poziomu hurtowni. W roku 1926 powołali w Gnieźnie do życia firmę „Auto” i uruchomili pionierską linię autobusową z Gniezna, przez Witkowo, do Powidza – rzucając wyzwanie popularnej wtedy na tym szlaku kolei wąskotorowej. Choć początki komunikacji autobusowej były dość ciężkie (mała ilość dobrych dróg między miejscowościami) to z biegiem czasu firma zyskiwała na atrakcyjności i zaufaniu. Powodzenie pierwszej linii pozwoliło na uruchomienie kolejnej, tym razem do Kłecka. I znowu sukces. Ludność z miejscowości wokół Gniezna, dojeżdżająca codziennie do pracy w wielu zakładach przemysłowych, wobec nie najlepszej częstotliwości kursowaniu pociągów zaczęła wykorzystywać autobusy.

Nowe linie i tabor firmy „Auto”, rozrastają się niemal co miesiąc. I tak powstają kolejne linie: do Żnina, Wągrowca, Poznania i Bydgoszczy, a zatrudnienie zwiększa się z 5 do 38 pracowników. Tabor w roku 1928 liczy sobie aż 28 autobusów. Z okazji Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu, firma uruchomiła także linię do Warszawy, oraz z Poznania przez Gniezno, Bydgoszcz, do Grudziądza. Znaczny wzrost i częstotliwość kursów, sprzyjają niestety wypadkom. Prasa wielkopolska odnotowuje każde takie zdarzenie, wnikliwie analizując przyczyny tego stanu rzeczy. I tak np. Goniec Wielkopolski w artykule pn. „Firma AUTO w Gnieźnie czyli fabryka kalek i trupów na drogach publicznych” w ostrych słowach rozprawiała o wypadkach autobusów firmy, w tym wypadkach śmiertelnych z udziałem dzieci. Odnotowano także, że firma ma 80 spraw o łamanie przepisów oraz 50 mandatów na koncie. Nie przeszkodziło to dalszemu rozwojowi firmy i tak Józef Szczepański w latach 30-tych zostaje prezesem Wielkopolskiego Związku Przedsiębiorstw Autobusowych w Poznaniu (zrzeszającego firmy przewozowe) i z bratem zakładają firmę „Poznańskie Linje Autobusowe” stając się najpoważniejszym przewoźnikiem na trasach w Wielkopolsce i centralnej Polsce. Tabor firmy tworzyły pojazdy takich marek jak Chevrolet, Polski Fiat i Komnick. Ciekawostką jest fakt, że w 1928 roku podróż autobusem firmy „Auto” z Gniezna do Poznania, trwała 1,5 godziny, a pojazd robił przystanki w Kostrzynie i Swarzędzu, (na żądanie stawał przed Braciszewem, w Łubowie, Fałkowie, Chwałkówku, Wierzycach, Czachórkach, Wagowie, Sannikach, Iwnie) kończąc bieg przy Starym Rynku (ulica Żydowska).

Bracia Waberscy

Firma braci Waberskich w branży motoryzacyjnej była jedną z największych i najpoważniejszych w Gnieźnie i okolicy. Założyli ją w roku 1919 bracia Maksymiljan i Klemens Waberscy. którzy nabyli wytwórnię powozów Maciejewskiego znajdującą się przy ul. Witkowskiej. Fabryka słynęła z produkcji wszelkich wozów i powozów z drewna, przede wszystkim pierwszorzędnych bryczek. Jak chwalili się w reklamach prasowych bracia, już rok po założeniu firmy, dostarczyli wojsku polskiemu toczącemu bój z bolszewikami: 4000 wozów taborowych i 3000 sań, a zatrudnienie wynosiło aż 300 robotników. Ten poważny kontrakt pozwolił na dalszy, intensywny rozwój firmy. Na miejskim przetargu, bracia nabyli nieruchomości przy ulicy Warszawskiej, gdzie uruchomiono 30 garaży dla automobili gnieźnieńskich kierowców oraz warsztaty i fabrykę karoserii powozów. Z czasem rozszerzono asortyment o produkcję bryczek luksusowych, które z chęcią nabywano w całej Polsce. Kolejnym etapem rozwoju tej prężnej firmy, było uruchomienie sprzedaży samochodów marki Ford, oraz części zamiennych do nich. Sprzedaż części rozszerzono o akcesoria do aut innych marek (m.in. Lincoln czy Fordson), sprzedaż traktorów i rowerów oraz warsztaty naprawcze. Na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu mieli swoje własne stoisko, a w związku ze wzmożonym ruchem samochodowym w czasie PeWuKi, uruchomili plac składowy i dodatkowe garaże dla gości, którzy przy okazji wystawy odwiedzali Gniezno. Cześć oferowanych przez nich pojazdów prezentowano w małym salonie przy ul. Warszawskiej, ale piękny salon sprzedaży uruchomili także przy ulicy Rzeźnickiej nr 5, gdzie przechodniów zachwycały okna wystawowe, za którymi lśniły samochody marki Ford i Lincoln.

Kariera firmy „Bracia Waberscy” nabierała iście amerykańskiego rozpędu, jednak ogólnoświatowy kryzys gospodarczy lat 30-tych, podobnie jak to miało miejsce w wielu innych przedsiębiorstwach, wprowadził firmę w poważne kłopoty. By ratować majątek firmy Maksymilian dopuścił się organizacji procederu fałszowania weksli, za co został skazany przez sąd. W ten sposób historia tej niezwykle ciekawej firmy prowadzonej przez dwóch braci dobiegła końca w 1936 roku.