- Straż pożarna/Straż ogniowa
- Palmiarnia
- Park im. Tadeusza Kościuszki
- Lew znad apteki
- Pierzeja kamienic jak z poznańskich Jeżyc
- Cmentarz szpitala psychiatrycznego w Dziekance
- Folwark dziekański, czyli folwark należący do szpitala „Dziekanka” w Gnieźnie
- „Olimp” na Dalkach
- Faszystowska architektura
- Wystawa gnieźnieńskiej przedsiębiorczości
- Kinoteatr „Apollo”
- Budynek Urzędu Miejskiego
- Ciekawa, schowana kamienica
Straż pożarna/Straż ogniowa
„Freiwilige Feuerwehr Gnesen” – Towarzystwa Ochotniczej Straży Pożarnej w Gnieźnie. Dopiero w 1887 roku obrona pożarowa w mieście przybrała bardziej formalny charakter, bo do tej pory, pożary gaszono raczej spontanicznie. Na mocy nowych przepisów miasto podzielono na sektory w których o bezpieczeństwo pożarowe dbali rzemieślnicy, natomiast w nocy – wyznaczeni do tego stróże. Na przełomie wieków XIX i XX możemy wyodrębnić formację strażacką, która była jednostką pomocniczą policji. Organizacyjnie zarząd stowarzyszenia tworzyli bogaci niemieccy mieszczanie, natomiast strażakami byli głównie Polacy. Strażacy działali w zespołach: ochotniczym, obowiązkowym i popierającym. Pierwsza zorganizowana remiza (stajnia) straży pożarnej w Gnieźnie, ulokowana była przy ulicy św. Wawrzyńca 11a. Lokalizacja w tym miejscu obiektu była możliwa dzięki sukcesywnemu opuszczaniu tego fragmentu miasta przez wojsko pruskie, które przenosiło się za tory, do nowych koszar przy ulicy Wrzesińskiej. Wcześniej okolica skrzyżowania dzisiejszych ulic św. Wawrzyńca i Dalkoskiej była zagospodarowana przez wojsko. Stały tu tymczasowe koszary i stajnie. Na planie miasta z 1911 roku dostrzegamy zaznaczony opisem „Spritzenhaus” obiekt, który znajduje się dokładnie na wprost wylotu ulicy Dalkoskiej, mniej więcej w miejscu dzisiejszego narożnego domu mieszkalnego. To właśnie pierwsza strażnica, której zdjęcia podziwiamy w tablo z kolekcji Jacka Drożdża. W gnieźnieńskim oddziale Archiwum Państwowego w Poznaniu zachowała się karta tego budynku, datowana na rok 1868. Strażacy, do czasu wybudowania nowej siedziby, musieli gdzieś ćwiczyć. Wieża pożarowa, w pierwszej lokalizacji remizy, znajdowała się niedaleko niej. Umiejscowiona była w dzisiejszym Parku Kościuszki, co precyzyjnie lokalizuje zdjęcie z archiwum Wiesława Soi. Wieża przetrwała do dziś. Znajduje się obecnie w Kłecku. Nową strażnicę wybudowano w latach 1913-1914 przy ul. Chrobrego i od tego czasu jest to stała siedziba gnieźnieńskich strażaków.
Palmiarnia
Gdyby gnieźnieńska palmiarnia nieprzerwanie funkcjonowała, w grudniu 2023 roku obchodziłaby jubileusz 85 lat funkcjonowania. Jej powstanie było inicjatywą inspektora Edmunda Sokołowskiego – przedwojennego ogrodnika miejskiego i sekretarza Towarzystwa Miłośników Ogrodnictwa. Miejscem, które wybrał dla pobudowania cieplarni i palmiarni, była funkcjonująca od 1903 roku oranżeria przy ówczesnej ulicy Przy Rzeźni. Szklana konstrukcja posadowiona na metrowej wysokości podmurówce miała 6 metrów wysokości i 7,8 metra długości, a cieplarnia miała długość 12 metrów i 3 metry wysokości. O cennej inicjatywie Sokołowskiego informowała ówczesna prasa: „Jedziemy do ogrodnictwa miejskiego, gdzie oczekuje już naszego przybycia zawsze pogodny i uśmiechnięty p. inspektor Sokołowski” – relacjonował dziennikarz Lecha wizytę na budowie palmiarni w numerze z 19 listopada 1938 roku. Jak zapewnia, otwarcie obiektu nastąpi w połowie grudnia tego roku. Rozwój zakładu zakłóciła wojna, ale mógł on funkcjonować dalej. Tylko, że pod zarządem niemieckim. Po wojnie, palmiarnia pod ciągłym kierownictwem E. Sokołowskiego, mogła znów się rozwijać. Jej perłą była wielka palma o imieniu „Feniks”, hodowana przez ponad 80 lat. Należy tu wspomnieć, że kiedyś w palmiarni zimowało 13 palm, które w okresie wiosenno-letnim ozdabiały skwery miasta. Po przejściu Edmunda Sokołowskiego na emeryturę, jego dzieło kontynuował udanie syn Włodzimierz, który jako inspektor do spraw zieleni w Urzędzie Miejskim, w 1991 roku przejął palmiarnię od zarządzającego nią do tej pory Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 1 (ten otrzymał obiekty w latach 60-tych XX w. kiedy Zakład Zieleni Miejskiej przeniósł się na Kawiary). Palmiarnia rozwijała się pomyślnie do czasu przejścia jej gospodarza na emeryturę. Następnie popadła w zapomnienie i ruinę.
Park im. Tadeusza Kościuszki
Ten ciekawie dziś usytuowany park powstał w 1872 roku i jego założenie nie było dziełem przypadku. Był to symboliczny gest wdzięczności mieszkańców pruskiego wtedy Gniezna, wobec Fryderyka III – cesarza niemieckiego i króla Prus. To dzięki zgodzie władcy, do miasta doprowadzono kolej żelazną, co było niezwykle wyczekiwaną inwestycją. Kolej była przepustką do rozwoju. Pozwalała podróżować, wysyłać i odbierać różne towary. Miejsce dla parku wybrano tuż obok wybudowanego dworca kolei pasażerskiej. Miał on być nie tylko wyrazem hołdu dla władcy, ale też upiększyć tę część miasta i swoją zielenią izolować część mieszkalną Gniezna od rozbudowujących się terenów kolejowych. Dla wzmocnienia symboliki miejsca, na skraju parku wzniesiono pomnik cesarza, który podpierając się szablą, patrzył w kierunku koszar piechoty. W 1900 roku w parku wybudowano fontannę z cembrowiną i rzeźbą posadowioną na kamieniach. Z jej szczytu wodę roznosił wodotrysk. Należy tu wspomnieć, że do 1909 roku część dzisiejszego parku, od ulicy Mieszka I do fontanny, nie była jeszcze parkiem (około 2/3 dzisiejszej przestrzeni). Był to Plac Cesarza Fryderyka (Kaiser Friedrich Platz) na którym ćwiczyło pruskie wojsko. Dopiero wybudowanie koszar sprawiło, że pustą przestrzeń było można zagospodarować na rozszerzenie istniejącego już parku. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w roku 1918, pomnik cesarza został rozebrany, a park nazwano – początkowo Parkiem Dworcowym, a w 1929 roku Parkiem Tadeusza Kościuszki.
Lew znad apteki
Dwa, niemal identyczne wielkie afrykańskie koty, strzegą dwóch kamienic, w dwóch różnych miastach. Ten wyżej znajduje się w Gnieźnie na froncie kamienicy przy ul. Dąbrówki 1. Ten niżej w Grudziądzu przy ul. Pańskiej 19. Ich wspólnym mianownikiem jest fakt, że patronowały one aptekom „Pod lwem” jako ich godła. Który z nich był pierwszy? Kamienica w Gnieźnie powstała w 1904 roku, a ta w Grudziądzu już w 1775 roku i od początku mieściła się w niej apteka. Wiemy, że aptekę „Pod czarnym orłem” (pierwsza nazwa) założył w Gnieźnie w 1796 roku w tym miejscu Elsner. Mieściła się ona wtedy w Rynku, jednak spłonęła w wielkim pożarze miasta w 1819 roku. Apteka wróciła, ale po regulacji układu miasta już na nową ulicę Dąbrówki (Wilhelmowską). Do 1841 roku prowadził ją syn Elsnera – Leopold. W tym roku nabywa ją aptekarz Emil Brunner, a po nim kolejni aptekarze. W końcu w 1887 roku nabywa ją Emil Grieben i w 1904 roku wystawia nową kamienicę, która stoi tu do dziś. Sam lew nie był wpisany w pierwotny projekt budynku. Pojawił się on później.
Czy coś jeszcze łączy obie apteki? Z dostępnych źródeł nie wynika wprost, by właściciele jednej z tych aptek kiedykolwiek posiadali tę drugą. Ale wiemy, że w Gnieźnie praktykował Alojzy Szczerbicki, który po I wojnie światowej przejął aptekę w Grudziądzu. Lew w historii był bardzo często obierany za patrona aptek. W Polsce patronował on 13 takim składom. Choć dziś się tego nie praktykuje, apteki na terenie Polski posiadały swoje godło przynajmniej od XVI wieku. „Poszukiwano wzorów w mitologii grecko-rzymskiej, w symbolice biblijnej, wśród wybitnych postaci historycznych. Symbolami były także zwierzęta, a nawet przedstawienia roślinne. Spośród znanych i najczęściej w Polsce używanych godeł zaczerpniętych z mitologii greckorzymskiej byli Eskulap i Hygieja, rzadziej Temida i Minerwa. Z symboliki biblijnej najczęściej występują „Opatrzność”, „Anioł”, „Matka Boska” i postacie świętych. Z postaci historycznych bardzo popularnym patronem aptek był Hippokrates, ojciec medycyny. Ponadto wielu aptekom patronowali cesarz rzymski Tytus, Kazimierz Wielki, Królowa Jadwiga, Mikołaj Kopernik, Tadeusz Kościuszko, a nawet Stanisław August.” – zauważa w swoim opracowaniu o godłach aptek dr Wojciech Roeske.
Pierzeja kamienic jak z poznańskich Jeżyc
Ulica Chrobrego (wcześniej Lipowa – Lindenstrasse), to był ważny fragment tzw. Nowego Miasta (Neustadt), które wytyczono po wielkim pożarze Gniezna w roku 1819. Jego cechą charakterystyczną była imponująca pierzeja kamienic, której nie powstydziłyby się dużo większe miasta. Niestety, nigdy tego śmiałego projektu nie ukończono i miasto nie rozbudowało się w równej formie. Widać to m.in. po ulicy Sienkiewicza, która posiada jeszcze domki bardziej pasujące do wsi niż miasta. Miały one być sukcesywnie zastępowane wysokimi kamienicami. Ale warto przyjrzeć się trzem kamienicom, które istnieją i stoją w zwartym szeregu. Ulokowane są między gmachem poczty a teatrem.
Najbliżej poczty stoi ciekawa stylistycznie kamienica z numerem 35. Jest smukła, strzelista o bardzo lekkiej sylwetce z licznymi wykuszami. Powstała w 1896 roku, czyli 6 lat po wybudowaniu sąsiedniej poczty. Wzniesiono ją w tym samym czasie, co następną kamienicę z nr 34. Dom zaprojektował Leon Śmielecki dla Gustava Pohla – właściciela odlewni i złotnika. Po I wojnie światowej budynek nabywa Adolf Talik, który w oficynie urządza (w 1931 r.) ze Stefanem Gierynem hurtownię piwa z Arcyksiążęcego Browaru w Żywcu, a następnie także rozlewnię wód i lemoniad. Talik miał tu też pracownię krawiecką. Potem, po powrocie z emigracji, budynek przejmuje Józefa Panuszko. Mieszkania w kamienicy były bardzo bogato zaaranżowane. Ich układ były typowy dla mieszczańskich kamienic tego okresu. Pierwotnie w budynku znajdowały się po dwa duże mieszkania na każdym piętrze. Od ulicy znajdowały się pokoje reprezentacyjne – gabinet i salon, od tyłu sypialnia i kuchnia, oraz pomieszczenia dla służby w oficynach. Prawa oficyna łączy się z budynkiem frontowym łącznikiem ustawionym pod kątem, który zawiera elementy tzw. stylu „Berliner Zimmer”. Były to pokoje z dość małą ilością światła naturalnego, ale większą, niż gdyby budynki miały łączyć się pod kątem prostym.
Tuż obok znajduje się kamienica o numerze 34. Mamy rok 1896, gdy projektant kamienicy, Albert Hoffman zameldował inwestorowi ukończenie prac. Inwestorem jest Niemiec Karl Fettkenheuer, który ma 55 lat gdy odbiera dom. Z wykształcenia jest mistrzem-piekarzem, zatem od samego początku, w lewej oficynie, uruchomiona zostaje piekarnia (jedna z pierwszych piekarni parowych Gniezna). Do domu wprowadzają się także krewni Karla: Emil Fettkenheuer (według ksiąg metrykalnych urodzony w Łabiszynku w 1868 roku, zameldowany w Gnieźnie w 1896 roku) – cukiernik, oraz Paul Fettkenheuer – piekarz. Kamienica ma bogatą historię. Znajdowało się w niej m.in. biuro handlowe Gnesener Zeitung. Po wojnie, po prawej stronie znajdowała się restauracja Oaza (przed I wojną kawiarnia Paula Fischera), a potem sklep kolonialny. W lewej piwnicy znajdował się sklep z winami, a beczki składowano w piwnicy aż pod lewą oficynę. Wchodząc na podwórko widzimy pewien półmrok. Stoją tu blisko siebie dwie wysokie oficyny. Na końcu podwórka stoi jeszcze jedna mała oficyna (zbudowana w 1914 roku), która z prawą oficyną została połączona dużą stajnią i domem stajennego nad nią. Kamienica zatraciła wiele pięknych charakterystycznych elementów. Dziś bramy strzeże od frontu krata, ale kiedyś w jej miejscu była solidna drewniana brama. Za nią, w posadzce, znajdowały się metalowe rynny, których celem było zabezpieczanie narożników bram i przejazdów bramnych, przed obijaniem ich przez wjeżdżające na podwórko wozy konne. Wystawiający kamienicę Karl Fettkenheuer umiera w grudniu 1910 roku w wieku 69 lat, o czym donosi Gnesener Kreisblatt.
Pozostała nam ciekawa czerwona kamienica nr 33. Stanęła ona w miejscu mniejszego domu, który do czasu rozbiórki otaczały większe kamienice (nr 34 oraz Hotel Francuski). Nowy obiekt niczym plomba uzupełnił tę pierzeję i dodał temu fragmentowi ulicy Lipowej (Lindenstrasse) sznytu wielkomiejskiego, nie przecinanego mniejszymi domami, tylko zwartą wysoką zabudową. Dom powstał w latach 1904-1905, a jego inwestorką i wystawczynią była Marie Schubert – właścicielka sąsiedniego Hotelu Francuskiego. Do zaprojektowania i wybudowania kamienicy zaprosiła Alexandra Tyrocke, znanego w tym czasie gnieźnieńskiego budowniczego, który umiłował styl architektury nawiązujący do gotyku. W Gnieźnie większość kamienic z czerwoną elewacją klinkierową to jego dzieło. Dom ma od strony podwórka dołączoną dużą oficynę. Łączy się ona z domem frontowym w bardzo ciekawy sposób. To wspomniany wcześniej styl „Berliner Zimmer”. Skąd pochodzi? Otóż w rozbudowującym się intensywnie w tym czasie Berlinie potrzeba było kolejnych lokali mieszkalnych. Właściciele posesji dobudowywali więc w podwórzach oficyny, lecz łączenie ich z budynkami frontowymi pod kątem prostym ograniczało funkcjonalność pokoju stykowego. Wymyślono zatem „ścięcie” narożnika i wstawienie w osi łączenia budynków okna. Tak powstał pokój przejściowy, zwany od miejsca jego pierwszego zastosowania „Berlińskim” („Berliner Zimmer”). Wpadało do niego mało światła, ale przynajmniej był widny. „Berliński pokój” w kształcie trapezu był wykorzystywany np. jako jadalnia, biblioteka czy pokój muzyczny. Zastosowanie tego rozwiązania świadczyło o kunszcie i rozeznaniu w trendach Alexandra Tyrocke.
Cmentarz szpitala psychiatrycznego w Dziekance
Powodem założenia cmentarza dla zmarłych pacjentów szpitala dla nerwowo i psychicznie chorych była znaczna odległość samego szpitala od istniejących cmentarzy gnieźnieńskich. Koszty pogrzebu w takim wypadku były zbyt duże dla możliwości rodzin pacjentów. Stąd zapadła decyzja, by założyć własny cmentarz na terenie gospodarstwa rolnego należącego do lecznicy – folwarku „Dziekanka”. Miejsce wyznaczono przy drodze do Dalek, w pewnym zagłębieniu terenowym, by pacjenci szpitala nie widzieli cmentarza – ani z jego terenu, ani z samego folwarku. Widok taki mógł wywoływać w nich niepokój i wzmagać lęk. Cmentarz był podzielony na dwie części – dla katolików i ewangelików. Pacjentów wyznania mojżeszowego chowano na cmentarzu żydowskim przy ulicy Trzemeszeńskiej w Gnieźnie. Nekropolię poświęcono w 1896 roku, a dokonali tego wspólnie pastor ewangelicki i kapelan katolicki. Po śmierci pacjenta, ciało zmarłego przenoszono z oddziału do prosektorium. Znajduje się ono w tylnej części kompleksu szpitala. Ten mały budynek mieścił salę do autopsji, pracownię dla lekarzy do badań anatomiczno-patologicznych, salkę do składania zwłok oraz kaplicę. To z niej wyruszał kondukt żałobny do ulokowanego 460 metrów dalej cmentarza.
W 1917 roku cmentarz poszerzono z powodu wysokiej śmiertelności pacjentów. W skutek trwającej wojny, brakło w szpitalu pożywienia oraz opału do ogrzewania. Zanotowano wtedy najwyższą śmiertelność roczną wynoszącą aż 31,8%. Jeszcze pod koniec lat dwutysięcznych XX wieku na cmentarzu można było odnaleźć bez problemu groby pacjentów chowanych tu przed wojną. Leżały także tablice z numerami grobów, które oznaczały pacjentów.
Folwark dziekański, czyli folwark należący do szpitala „Dziekanka” w Gnieźnie
Zabudowania tego gospodarstwa (choć częściowo zmodernizowane) istnieją do dziś. Bez trudu określimy też założenie folwarku z centralnym dziedzińcem. Tutaj, niemal w centrum miasta, zachował się kawałek wsi z utwardzoną „kocimi łbami” drogą, dawnymi oborami, spichlerzem, chlewami i stajniami oraz zabudowaniami dla fornali i pracowników folwarku. Sam folwark był centralnym miejscem liczącego 500 mórg gospodarstwa rolnego. Ziemie te zakupiono w 1890 roku przez Starostę Krajowego w Poznaniu, celem utworzenia na tym terenie szpitala psychiatrycznego, który oddano do użytku w 1894 r roku. W niedaleko położonym folwarku pracowali pacjenci szpitala zdolni do pracy rolnej. Gospodarstwo obsługiwało głównie rolę, ale w 1896 roku, z powodów podatkowych, postanowiono hodować w nim do celów rzeźnych na potrzeby szpitala bydło i drób. Rzeźnię utworzono w miejscu wozowni. Chlewy wygospodarowano w 1911 roku. W 1900 roku gospodarstwo powiększyło się o część folwarku Dalki. Do pociągu maszyn rolnych folwark posiadał 17 koni. Z zakładu psychiatrycznego do folwarku prowadziła droga. Dziś to ulica Strumykowa. Po obu jej stronach cały czas rosną wysokie drzewa. Drogę rozcina na pół ulica Kostrzewskiego, a dalszy jej fragment istnieje jeszcze na terenie szpitala.
„Olimp” na Dalkach
Nazwą „Olimp” nazywano górkę (wzniesienie) w tylnej części parku dworskiego usytuowanego za budynkiem Uniwersytetu Ludowego (UL). We wspomnieniach słuchaczy kursów w UL-u, miejsce to opisywane jest jako dalsza część parku. Tutaj znajdowano wytchnienie w czasie wolnym. Wygląd parku i „Olimpu” spisał Józef Rajch. Sam park miał mieć 12 mórg i być „należycie utrzymany”. Natomiast za małą strugą znajdował się park „dziki”, specjalnie nieutrzymywany, w którego centralnej części wyrastała „góra zwana potocznie Olimpem” – jak zauważał Rajch. „Dookoła tej góry prowadzi dość szeroka alejka, wysadzana topolami i grabiną. Tutaj to słuchacze czy słuchaczki przepędzają przeważną część wolnego czasu od zajęć codziennych, chodząc lub siedząc, śpiewając lub zabawiając się w rozmaite gry. Z tych to powodów, szczególnie w lecie, park ów odgrywa szczególnie ważną rolę i jest niezmiernie ważnym czynnikiem wychowawczym” – podsumowuje opis tego „co za dworkiem”.
Dziś górka dalej może robić wrażenie. Jest jakby otoczona fosą z trzech stron, ale jak wynika z dawnych map i oglądu sytuacji obecnej, płynie tu kanał (ciek) od strony sąsiednich torów kolejowych. Dookoła „Olimpu” prowadzą zacierające się ścieżki, dziś przedeptane. Przez sam szczyt „Olimpu” też przebiega ścieżka, która z parkiem za dworkiem łączy się „mostkiem” z dwóch betonowych płyt przerzuconych nad ciekiem (fosą). Teren „Olimpu” jest już zagospodarowany parkowo na mapie miasta i okolic z roku 1888. Przypominać on może grodzisko. U podnóża „Olimpu” znajduje się miejsce symboliczne. To Pomnik Polaków rozstrzelanych na Dalkach. W dniach 8-11 listopada 1939 r. gestapo zamordowało na tyłach Uniwersytetu Ludowego 24 Polaków (troje niezidentyfikowanych), pochodzących z Gniezna, Kłecka, Drachowa, Owieczek, Gębarzewa i Przysieki, którzy stawili czynny opór wchodzącym wojskom niemieckim.
Faszystowska architektura
Gniezno w czasie okupacji hitlerowskiej zostało wzięte dość poważnie na deski kreślarskie nazistowskich architektów. Nie wiele osób dziś wie, że obecna fasada wejściowa do Teatru Fredry to pozostałości architektury totalitarnej, choć w oczywiście, mniejszej skali. Po bombardowaniu Gniezna w pierwszych dniach wojny, ucierpiała narożna kamienica przy skrzyżowaniu dzisiejszych ulic Chrobrego i Mickiewicza. Nowe władze, próbując dostosować się do nowych prądów urbanistycznych i architektonicznych wykładanych w Berlinie, podjęły decyzję o uprzątnięciu ruin dawnej kamienicy i utworzenia nowego, reprezentacyjnego wejścia do kinoteatru „Słońce” (który przemianowano na „Dom Niemiecki” – Deutsches Haus), z zastosowaniem już nowych wytycznych. Miejsce to miało stać się przykładem architektury podkreślającej siłę nowego państwa i antycznego pochodzenia kultury niemieckiej. Powszechne wówczas przekonanie o niemieckim rodowodzie gotyku i przeszczepianie go do form modernistycznych ma swoje odzwierciedlenie w dzisiejszej teatralnej pierzei. Widoczne łuki są żywcem wzięte z monumentalnych budowli gotyckich. Podcienia i surowe, płaskie formy, to przykłady stosowanych wówczas form, a klinkierowe obłożenia filarów to powrót do typowego niemieckiego budulca. Nowa architektoniczna forma wejścia do teatru miała służyć manifestacjom i przemarszom. Płaskorzeźbione nawiązanie na szczytowej ścianie dawnego Hotelu Francuskiego do gotyckich form geometrycznych, miało służyć wywieszaniu w nich swastyk podczas uroczystości. Zieleń, którą pamiętamy jeszcze ze skweru przed wejście do teatru, została założona w latach powojennych. Na zlepku fotografii widzimy 3 etapy przebudowy wejścia – od rozbiórki kamienicy, poprzez pierwsze uporządkowanie dawnego wejścia, do rysunku przedstawiającego zrealizowany później projekt.
Wystawa gnieźnieńskiej przedsiębiorczości
Rok 1925. Gniezno odświętnie ubrane jak rzadko kiedy. Bramy kamienic, okna domów, ulice i zabytki. Wszystko przystrojone w kwiaty i girlandy. Prawie co ulica – łuk witalny uginający się pod ciężarem tysięcy kwiatów. Wszędzie łopoczą flagi narodowe. Gdzieś z oddali bije potężny, dostojny dźwięk dzwonu św. Wojciech. Niesieni jakby tym rytmem bitym ze wzgórza Lecha, maszerują roześmiani mężczyźni we frakach, oraz kobiety w sukniach. Ówczesna prasa pisze: „Ciągną orszakiem z bliska i z daleka nieprzebrane tłumy Narodu, uciekające od szarzyzny dnia codziennego, aby się pokrzepić u krynicy najczystszej polskości i najgłębszej myśli politycznej”. Wreszcie pojawia się On – Prezydent Rzeczypospolitej, Stanisław Wojciechowski. Za nim zmierza niemal cały Rząd Polski. Wkraczają od strony ulicy Przy Rzeźni na ogromny obszar pokryty luźno poustawianymi budynkami – to teren Wystawy Rolniczo-Przemysłowo-Rzemieślniczej. Liczy sobie 30 000 m2 i zajmuje tereny od dzisiejszej ulicy Sobieskiego, dokładniej od Rzeźni Miejskiej (wówczas ul. Przy Rzeźni), obejmując tereny dzisiejszego Parku Miejskiego, wzdłuż ulicy Wyszyńskiego (Trzemeszeńska), (centrum kultuyry), przez ulicę Parkową, do ulicy Marcinkowskiego. Dziś ten teren, dość luźno jeszcze porośnięty roślinnością, jest potocznie zwany „łąkami”.
Prezentowane na wystawie były głównie gałęzie przemysłu rolniczego. Same prezentowane przez hodowców konie i bydło, były prezentowane na tzw. „Targowicy Miejskiej”, czyli części sąsiedniej rzeźni, która była placem wyłożonym cementem. Tam odbywał się niemal przez cały rok targ zwierzęcy. Dziś to teren parkingu centrum handlowego. Wystarczy przejść zabytkową bramę główną. Tu gdzie stoją w chaosie samochody, stały przed wojną zwierzęta. Bydło i konie z dalszych zakątków regionu i kraju, dojeżdżały na teren Targowicy Miejskiej w wagonach kolei normalnotorowej, które dzięki bocznicy przez Park Miejski, zatrzymywały się przy rzeźni. Centralny plac wystawy, czyli teren dzisiejszych „łąk” splanowano, ponieważ był pagórkowaty i usłany bagnami. Dzięki temu zabiegowi utworzono ujeżdżalnię, oraz tereny spacerowe.
Najbardziej okazały gmach wystawy to Pawilon Przemysłu (1600 m2), który znajdował się na miejscu dawnego boiska przy ul. Marcinkowskiego. Był jeszcze Pawilon Rolnictwa (teren dawnej łucznicy), oraz Pawilon Leśnictwa. W pawilonach, prócz lokalnych przedsiębiorców i rolników (np. bracia Waberscy z powozami), prezentowali się przemysłowcy z całego kraju. Na terenie grodziska „Gnieźninek” mogliśmy zobaczyć Pawilon Dyrekcji Kolei, który przypominał basztę, oraz Pawilon Prasy. Komitet Wystawy mieścił się w istniejącym dziś domu przy ul. Sobieskiego, znanym dziś z istniejącego tam od lat zakładu protetycznego. Tam było główne wejście na teren wystawy. Przybywający pociągami do Gniezna goście mogli w prosty sposób dotrzeć w to miejsce. Szli ulicą Lecha i ulicą Koszarową wprost do kas.
Wystawa była elementem wielkiej patriotycznej uroczystości, bowiem powodem jej powstania było m.in. odsłonięcie pomnika Bolesława Chrobrego u podnóża katedry z okazji 900. rocznicy jego koronacji na króla Polski. Sama wystawa trwała w dniach 12-20 września 1925 roku. Komitet honorowy Wystawy tworzyli Cyryl Ratajski – prezydent Poznania, Rataj – marszałek Sejmu, Trąpczyński – marszałek Senatu, Bilski – wojewoda śląski, dr. Wachowiak – wojewoda pomorski, Bniński – wojewoda poznański.
Kinoteatr „Apollo”
Sama historia wystawiania spektakli w Gnieźnie jest bardzo długa. Działało tu dużo kół teatralnych i niemal każda nadająca się do tego sala w mieście, miała grupę ludzi, którzy z uwielbieniem grali na niej dla innych gnieźnian wodewile, komedie, dramaty i operetki. Centralnym miejscem takich występów, była scena … kina. To właśnie w kinie Apollo przy ulicy Chrobrego 32, miały miejsce najgłośniejsze występy teatrów lokalnych oraz grup zawodowych i amatorskich z innych miast. Jednak trzeba tu podkreślić, że do roku 1929, Apollo mieściło się w budynku, który znany jest gnieźnianom jako dawna siedziba kina Polonia. Zapotrzebowanie publiczności na teatr było jednak tak duże, że właściciel przybytku – Józef Politowicz, postanowił wybudować scenę teatralną z prawdziwego zdarzenia. Ulokował ją w ogrodach na tyłach hotelu Francuskiego. To dzisiejsza siedziba Teatru im. Aleksandra Fredry. Apollo stał się wówczas kinoteatrem, bowiem właściciel nie zrezygnował z projekcji seansów filmowych.
Inauguracja obiektu wypadła okazale. Okrasiło ją odegranie poloneza z „Halki” oraz wyświetlenie filmu „Policmajster Tagiejew”, w reż. Juliusza Gardena. Film był nowością, a oglądający go gnieźnianie oklaskiwali m.in. występujących w nim popularnych aktorów – Eugeniusza Bodo i Adolfa Dymszę. Gratulując właścicielowi inwestycji, prezydent Barciszewski życzył całej społeczności miasta, by wywierała na J. Politowicza wpływ poprzez wymaganie odpowiedniego poziomu kina w nim wyświetlanego, by ominęła Apolla „filmowa tandeta”. J. Politowicz zrewanżował się prezydentowi, zapewniając gospodarza miasta, że sale kinoteatru będą udostępniane na wydarzenia miejskie i patriotyczne bez opłat.
Budynek Urzędu Miejskiego
Nie sposób w pierwszej chwili wymienić rzeczy, które łączyłyby Gniezno i Toruń. Wszak oba miasta kulturowo i architektonicznie są zupełnie inne. Oczywiście, w obu ich mieszkańcy są szaleńczo zakochani w dyscyplinie sportu jaką jest żużel. Jednak my przyjrzyjmy się czemuś zupełnie innemu. Otóż w obu tych miastach niemal w tym samym czasie wznoszono ważne budynki użyteczności publicznej. Były to mianowicie siedziby starostw powiatowych (Kreisständehaus), a łączyła je osoba ich projektanta – Hugo Hartunga – wybitnego niemieckiego architekta i historyka architektury. Prace w obu miastach zleciło mu berlińskie Ministerstwo Robót Publicznych. O tym jak szerokie miał Hugo Hartung horyzonty projektowe może świadczyć to, że oba budynki zupełnie się od siebie różnią i świetnie wpasowują się w klimat danego miasta. Ten toruński podtrzymuje historyczny charakter ówczesnego Thorn (jak nazywał się Toruń). Reprezentuje on zatem styl neogotycki aż bijąc czerwienią cegły. Z kolei gnieźnieński gmach (który dziś jest Urzędem Miejskim), ma piękną formę renesansowego pałacu. Wpasowuje się idealnie jako otwarcie nowego reprezentacyjnego ciągu ulicznego biegnącego od dworca kolejowego w kierunku historycznego centrum (wówczas Bahnhofstrasse, obecnie ul. Lecha). Oba gmachy wystawiono w podobnym czasie. Ten gnieźnieński zasiedlili urzędnicy w roku 1900, a toruński rok później. Niemal pewnym jest, że Hugo Hartung pochylał się nad planami obu obiektów w tym samym czasie. Czy może przemycił do któregoś z nich jakiś akcent wymyślony pierwotnie dla tego drugiego? To już propozycja zabawy dla Państwa przy okazji odwiedzenia Torunia.
Sam gnieźnieński obiekt był nie tylko miejscem pracy powiatowych urzędników. Mieściła się w nim także Powiatowa Kasa Oszczędności (później jako Komunalna Kasa Oszczędności pow. gnieźnieńskiego). Z jej rozwojem łączy się wielka rozbudowa gmachu o nowe skrzydło. Do 1929 roku kasa zajmowała tylko pojedyncze pokoje, ale rozwój tej formy oszczędzania spowodował potrzebę urządzenia nowych, większych pomieszczeń. Wszak z usług Kasy korzystało aż 60% rolników w powiecie. Okazją do rozbudowy KKO była 70-rocznica jej powołania. Zadanie było karkołomne. Jak bardzo rozbudować gmach zachowując jego proporcje i styl architektoniczny Hugo Hartunga sprzed 29 lat, by nie „zepsuć” oryginalnego założenia? Nowe skrzydło wybudowano w miejscu dawnej furty bocznej od strony ulicy Lecha. Dzięki takiemu usytuowaniu, całość założenia układa się w kształt podkowy. Wejście do kasy wybito w elewacji frontowej, z lewej strony od wejścia głównego (dziś to wejście dla osób z niepełnosprawnościami). Po renowacji elewacji budynku w 2017 roku odsłonięto pierwotny napis widniejący nad drzwiami. Można mu się przyjrzeć przy okazji spaceru. Dzięki tej inwestycji interesanci obu instytucji nie tłoczyli się na korytarzach. W podziemia wbudowano prawdziwy skarbiec, którego wnętrza strzegły ciężkie drzwi stalowe toczące się na łożyskach kulkowych. Górne piętra „dobudówki” zajęli urzędnicy powiatowi. Dziś całość lokali zajmują już urzędnicy miejskiego magistratu.
Ciekawa, schowana kamienica
To z pewnością jedna z piękniejszych małych kamienic w Gnieźnie, jednak często pomijana jest w obserwacjach turystów i samych gnieźnian. Wpływ na to ma zapewne jej usytuowanie. Stoi w kącie rynkowej pierzei, wciśnięta między dwie większe kamienice. Powstała po wielkim pożarze Gniezna z 1819 roku, w stylu „Retablissementbau” – nowoczesnego (jak na ówczesne czasy) stylu zabudowy piętrowej, reprezentatywnej dla doby późnego klasycyzmu. Kamienica spod numeru Rynek 3 (bliżej wylotu ul. Farnej), powstała w pierwszej fazie odbudowy Rynku, czyli jeszcze przed 1824 rokiem. To sprawia, że jest jedną ze starszych kamienic wybudowanych w śródmieściu po jego pożarze. Od frontu widzimy jej pięcioosiowy układ elewacji, podkreślony ryzalitem (występująca część środka budynku). Tę kamienicę wyróżnia szczególnie kolumnowy portyk, wtopiony w ryzalit zwieńczony płaskim szczytem oraz rzecz rzadko spotykaną: pionowe płyciny wypełnione ornamentem kandelabrowym (składającym się z motywów arabeski i groteski, ułożonych symetrycznie po obu stronach pionowej osi); oraz empirowane maski na ryzalicie budynku. Warto zwrócić także uwagę na górne elementy ozdobne wnęk okiennych pierwszego piętra. Posiadały one ornament kształtem przypominający lambrekiny.
Na zdjęciu, które wykonał Otto Stiehl (na pewno przed 1900 rokiem), widzimy także dwa lokale handlowe. Po prawej stronie znajduje się zakład rzeźnicki Stefana Cabańskiego, z lewej natomiast widoczna jest destylarnia żyda Samuela Reicha, który w owej kamienicy również mieszkał. Pomagał mu w firmie na stanowisku pomocy handlowca Abraham (prawdopodobnie syn). W tym budynku mieszkał także Wincenty Szymański (mistrz bednarski), Bertold Neumann (kupiec) i Izak Neumann (handlarz meblami).